Szanowna Redakcjo,
piszę mocno poruszony śmiercią dziewczynki na przejściu dla pieszych, uderzonej przez pojazd uprzywilejowany (karetkę pogotowia) oraz wypadkiem w Puszczykowie, gdzie karetka została staranowana przez pociąg.
Kilka lat temu przeszedłem kurs kierującego pojazdem uprzywilejowanym w zakresie kategorii A i B w porządnym ośrodku, gdzie kadra bardzo się starała, szkolenie było sumiennie poprowadzone, zgodnie z rozporządzeniem, a nawet lepiej.
Jednak nie było najważniejszej rzeczy na tym kursie: kierowania pojazdem uprzywilejowanym!
Były poślizgi, hamowania, etc., ale nie było najważniejszego: kierowania takim pojazdem... Dlaczego? Otóż rozporządzenie regulujące szczegółowo takie szkolenia zawiera opis zadań szkoleniowych i egzaminacyjnych, realizowanych na nawierzchni o obniżonej przyczepności, zaś nie zawiera rzeczy najważniejszych.
Przecież żadnemu kierującemu, a szczególnie kierującemu pojazdem uprzywilejowanym, NIE WOLNO doprowadzać do sytuacji, gdzie traci przyczepność. Na co szkolenie na płycie poślizgowej? Przecież kierujący pojazdem uprzywilejowanym ma umieć przede wszystkim podejmować trafne decyzje w sytuacji stresującej przeciętnego kierowcę, ma umieć odpowiednio oceniać sytuację, a nie siedzieć i pachnieć w poczuciu dumy z przebytego szkolenia na śliskiej nawierzchni. W czasie służby wojskowej kierowałem karetką (strzelnica, poligon), kilka razy kursowałem do szpitala wojskowego przy ul. Szaserów w Warszawie, zaś przełożony z prawego fotela powtarzał spokojnym tonem:
- nie śpiesz się,
- nie masz pierwszeństwa,
- czekaj aż wszyscy pozwolą ci jechać,
- odpowiadasz za wypadek...
Czułem się pewniej, bo był ze mną ktoś doświadczony, wpierający radą na bieżąco. Te kilka przejazdów dało mi dużo więcej, niż cywilny kurs kilkanaście lat później...
Kierując pojazdem uprzywilejowanym nie doświadczyłem żadnych poślizgów ani hamowania awaryjnego, bo wystarczyło jechać spokojnie, rozważnie, obserwując reakcje innych uczestników ruchu. Wystarczyło nie robić głupot, żeby prędko acz spokojnie dowieźć poturbowanego szeregowego do szpitala z poligonu.
Życie pokazuje na przykładzie niektórych kierowców SOP, karetek i radiowozów, że mamy problem, więc radykalne zmiany w szkoleniu są konieczne. Kandydat na kierowcę pojazdu uprzywilejowanego musi być szkolony w realnym ruchu, z włączonymi sygnałami, bo nie może być tak, że bezpiecznej roboty się dopiero w pracy - może się okazać, że nie zdąży się nauczyć...
Tomasz Kulik, instruktor nauki i techniki jazdy, były kierowca wojskowej jednostki specjalnej (fot. Jolanta Michasiewicz)