Kontynuujemy cykl wypowiedzi wokół tragicznego wydarzenia, które miało miejsce na przejeździe kolejowym w Szaflarach oraz wyroku dla egzaminatora prowadzącego odbywający się wówczas egzamin państwowy na prawo jazdy [kliknij] [kliknij]. Po jego uprawomocnieniu zapowiedzieliśmy dyskusję. Rozmowę z perspektywy odpowiedzialności, niebezpieczeństw pracy instruktora nauki jazdy, egzaminatora, predyspozycji do zawodu, też stresu egzaminacyjnego itd. dotychczas podjęli: egzaminatorzy - Tomasz Matuszewski [kliknij], Roman Uździcki [kliknij] oraz instruktorzy nauki jazdy - Sławomir Moszczyński [kliknij], Dariusz Szczepański [kliknij]. Dziś instruktor Marek Dworzecki z pogłębioną, niezwykle rzeczową analizą, z obserwacjami które trafnie przywołuje. Rekomendujemy ten ważny tekst. Redakcja
***
Lex imperfecta Polonia
Jak niedoskonałe prawo zbiera żniwo w postaci ofiar
Cogito ergo sum - (łac. Myślę, wiec jestem) Słowa René Descartesa (Kartezjusza), jednego z najwybitniejszych intelektualistów XVII wieku kryją w sobie głęboką myśl. Ten francuski uczony był między innymi prekursorem dwóch nurtów: sceptycyzmu metodologicznego i fundacjonalizmu. Pierwszy polegał na odrzucaniu wszelkich niepewnych twierdzeń i dowodów. Drugi, na poszukiwaniu pewnych (niepodważalnych) podstaw wiedzy. Stąd słynne Jego twierdzenie cogito ergo sum, którego w żaden sposób nie da się podważyć, zakwestionować, czy obalić, ponieważ niezaprzeczalny jest fakt, iż myślenie wymaga podmiotu myślącego. Uważał też, że wiedza ma się charakteryzować jasnością i wyraźnością. Dopiero te dwie cechy wiedzy prowadzą do pewności, a ta do prawdy.
Skoro znalezienie prawdy dotyczącej czegokolwiek wymaga wnikliwych obserwacji, gruntownych badań, szczegółowych analiz, odrzucania niepewnych twierdzeń, poszukiwania pewnych podstaw wiedzy, o ileż bardziej jest konieczne w tak złożonych sprawach, jak wypadki komunikacyjne, charakteryzujące się szeregiem czynników, które do nich doprowadzają. Ma to ogromne znaczenie zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o ocenę ludzkich postaw, ich czynów lub zaniechania działania, co implikuje konsekwencjami społecznymi, prawnymi, finansowymi, emocjonalnymi i zdrowotnymi. W takich sytuacjach pewną (niezaprzeczalną) podstawą wiedzy jest to, że człowiek stanowi jeden z wielu elementów składających się na zdarzenie. Choć jeden z wielu, to jednak kluczowy! Bywa, że na konkretne zdarzenie ma wpływ więcej, niż jeden człowiek. Może to być grupa ludzi rozmieszczona w czasie i przestrzeni. Czy tak było w przypadku tragicznego w skutkach wypadku drogowo-kolejowego w Szaflarach?
Abym nie był źle zrozumiany, zanim przejdę do przedstawienia pewnych podstaw wiedzy, pragnę zaznaczyć, że nie uzurpuję sobie prawa do występowania ani w roli obrońcy, ani oskarżyciela, czy też sędziego w tej sprawie. Bynajmniej nie oznacza to, że nie mam w tej sprawie zdania, lub przyjmuję postawę neutralną, na skutek której zastosuję jedynie ładnie brzmiące słowa, albo nie do końca jasne i niewiele znaczące ogólniki. Moim celem (na prośbę Redakcji PRAWO DROGOWE@NEWS) jest przedstawienie Szanownym czytelnikom spojrzenia na zdarzenie z mojej perspektywy. Jednak perspektywa ta obejmuje znacznie więcej, niż samo zdarzenie zamykające się w czasie 10,7 sekundy. Jest jak podróżnik w czasie i przestrzeni cofający się na tygodnie, miesiące, lata… a czasem dekady lat i jak z lotu ptaka zaglądający w różne miejsca, w których człowiek podejmował błędne decyzje. Obejmuje ona (perspektywa) także blisko pięcioletni okres czasu - od tragicznego zdarzenia, do chwili obecnej. Aby dobrze zrozumieć mój przekaz, należy podjąć się arcytrudnych zadań, z którymi My, niedoskonali ludzie nie zawsze sobie dobrze radzimy - wyzbyć się wszelkiej formy uprzedzeń, czytać ze zrozumieniem z daleko posuniętą wnikliwością, być cierpliwym, powściągliwym i skłonnym do wybaczania. Kolejnymi przydatnymi cechami okazać się mogą: empatia, szerokie poczucie sprawiedliwości i świadomość, że w rzeczywistości w różnych dziedzinach życia i sytuacjach wszyscy popełniamy błędy, niezależnie od płci, pochodzenia, wykształcenia, doświadczenia, wykonywanego zawodu, czy pozycji społecznej.
Do tragicznego wypadku drogowo-kolejowego w Szaflarach w dniu 23 sierpnia 2018 roku nie doszło na skutek błędu jednego człowieka. Nie doprowadziła do niego jedna sytuacja, jedna okoliczność, jeden warunek techniczny, jeden ludzki zmysł, jeden błędny zapis ustawowy, jedna bezmyślna decyzja urzędników i przełożonych, czy jeden przypadek zaniechania działania. Zdarzenie to jest pokłosiem wielokrotnie zaistniałych wyżej wymienionych czynników, a także wielu nie wymienionych.
Zajrzyjmy wpierw do źródła. Tym źródłem jest człowiek - My, społeczeństwo! Spróbujmy postawić sobie pytania i (jak mawiają Polacy „…z ręką na sercu…”) udzielić na nie odpowiedzi. Jakie na ogół królują w naszym społeczeństwie poglądy w kwestii zdobywania wiedzy i umiejętności? Czyż nie zasada 3xZ? Zakuć, zaliczyć, zapomnieć? Jakie zdanie ma zwykle społeczeństwo na temat egzaminów państwowych na prawo jazdy? Czyż nie przybierają formy mitów i stereotypów w rodzaju, iż są nazbyt wymagające? Co społeczeństwo myśli o samych egzaminatorach? Czyż nie przypisuje im cech ludzi niekompetentnych, aroganckich, czepialskich, przeszkadzających w trakcie przebiegu egzaminu, doszukujących się błędów, robiących wszystko, by orzec na niekorzyść osoby egzaminowanej? Takimi mitami i stereotypami karmi się społeczeństwo. Liczne wypowiedzi kursantów w moim samochodzie szkoleniowym i wielu innych na terenie kraju, w mediach społecznościowych, a także pisemne odwołania składane do WORD-ów (skargi na wynik egzaminu lub samego egzaminatora) są tego jaskrawym dowodem. Zdecydowana większość odwołań oraz przebieg egzaminu nie daje podstaw do orzeczenia winy po stronie egzaminatora. Część treści zawiera opis sytuacji niezgodny z faktami. Są też takie, które zawierają wulgaryzmy i złorzeczenia pod adresem egzaminatorów i ośrodków egzaminowania. Nieuzasadnione skargi najczęściej są wynikiem braku dostatecznej wiedzy z zakresu przepisów ruchu drogowego i zasad przebiegu egzaminu państwowego na prawo jazdy, nieodpowiednich umiejętności panowania nad sobą i pojazdem, złej oceny sytuacji, słabego refleksu, a dużego stresu. Wspomniany stres osoba egzaminowa zwykle sama sobie funduje niskim poziomem szkolenia jaki odbyła, świadomością nieradzenia sobie w określonych sytuacjach i motywacją zewnętrzną – skupianiem uwagi na egzaminatorze oraz na presji otoczenia (rodzina, koleżanki i koledzy). Nie bez winy są niektóre ośrodki szkolenia kierowców, które w social mediach lansują przekaz jakoby egzamin na prawo jazdy był walką z… egzaminatorem. Jako przykład cytuję treść postu jednej ze szkół jazdy: Zdane za pierwszym! Maciek udowodnił, że dobre przygotowanie i pewność siebie pozwala osiągnąć sukces nawet kiedy egzaminator szuka na siłę błędu! Gratki.
Tak oto duża część naszego społeczeństwa zbudowała sobie oderwany od rzeczywistości wizerunek osoby egzaminatora i przebiegu egzaminu. Wizerunek oparty w głównej mierze na tzw. półprawdach, niedomówieniach, mitach, stereotypach, zwykłych plotkach i uprzedzeniach. Rodzą się kolejne pytania, na które warto znaleźć odpowiedź. Czy widoczny, zakorzeniony pogląd w różnych środowiskach społecznych i ich mentalność (sposób myślenia) może mieć wpływ na konstrukcje tworzonego w Państwie prawa? Ależ oczywiście! Niedoskonałe (błędne) ludzkie wyobrażenia na temat otaczającej nas rzeczywistości będą przyczyniały się do błędów na gruncie tworzenia prawa. Idąc dalej łatwo dojść do wniosku, że niedoskonałe prawo, wcześniej czy później, w mniejszym lub większym stopniu wpłynie na decyzje człowieka pracującego w administracji państwowej, w samorządzie, czy będącego przełożonym w osk, albo w WORD. Niechybnie wpłynie także na najniższy szczebel – na pracownika (instruktora i egzaminatora). W omawianym przypadku na zasadzie związku przyczynowo-skutkowego pewną podstawą wiedzy jest to, że wpłynie też na niego, jako uczestnika ruchu drogowego.
Poniżej cztery przykłady niedoskonałego prawa wynikającego z mentalności społeczeństwa, braku wnikliwości i wyobraźni urzędników, ich niekompetencji i niepodążania zgodnie z duchem czasu. Pierwszy z nich pokazuje, jak wciąż istniejące anachroniczne prawo uwstecznia społeczeństwo i może stać się przyczyną ludzkich tragedii. Drugi jest jeszcze bardziej absurdalny i kuriozalny. Podkreśla ludzką głupotę, cynizm, brak wyobraźni, kompromituje decydentów oraz bliżej nieokreślone pobudki środowiska lobbującego, by usunąć rozsądny, mądry i na wskroś pożyteczny dla społeczeństwa zapis. Trzeci przykład zestawia ze sobą dwa funkcjonujące ustawowe przepisy (każdy pochodzący z innej ustawy), które poruszają tę samą kwestię, jednak w innym ujęciu. Oba przepisy dają adresatowi duże możliwości interpretacji, ale jeden z nich w szczególności - w zależności od wiedzy adresata, jego wyobraźni, doświadczenia, poglądów, cech charakteru, intelektu, czy zwyczajnie potrzeby chwili. Czwarty, jest przykładem przepisu prawnego, który wciąż obowiązuje, ale nigdy nie powinien w tej formie nawet rozpocząć procesu legislacyjnego. Oto one:
1. Od lat wciąż niezmieniony przepis mówiący o tym, że w przypadku kat. B liczba godzin dla zajęć w zakresie części praktycznej szkolenia nie może być mniejsza niż 30. Choć zapis mówi o tym, że nie może być mniejsza, w rezultacie w świadomości wielu kandydatów na kierowców, ich najbliższych, krewnych i znajomych, a nawet instruktorów nauki jazdy zakorzeniła się głównie liczba „30”, jako obligatoryjna i wystarczająca. Na ogromna skalę praktykowane jest dopuszczanie osoby szkolonej do egzaminu państwowego tuż po odbyciu 30 godzin zajęć praktycznych niezależnie od jej postępów. W wielu przypadkach proceder sięga zenitu, kiedy kandydaci na kierowców są dopuszczeni do egzaminu w trakcie trwającego jeszcze kursu - często zaledwie w jego połowie! Jeden z wielu przykładów, kiedy kandydat na kierowcę w WORD ustala termin egzaminu:
- Pani w okienku podaje termin…
- Kandydat w odpowiedzi: Oj nie! Za wcześnie za tydzień. Ja jeszcze mam 14 godzin do wyjeżdżenia. Nie zdążę…
- Pani w okienku: Proszę tego głośno nie mówić.
Jest to owoc praktykowania przez wiele szkół jazdy automatycznego składania podpisu przez instruktora na Karcie Przeprowadzonych Zajęć, sugerującego należyte przygotowanie osoby szkolonej do egzaminu państwowego i jednocześnie dopuszczenie jej do tegoż egzaminu. Nie dość, że niezależnie od zdobytej wiedzy i umiejętności osoby szkolonej, to w dodatku w trakcie trwającego szkolenia i bez przeprowadzenia egzaminu wewnętrznego praktycznego, choć dokument jest wystawiony - sfałszowany. Art. 271) § 1. KK: Funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. Z punktu widzenia osób szkolonych rozszerzenie szkolenia w postaci uzupełniającego (jazd doszkalających), często jest traktowane jako zło, którego za wszelką cenę należy unikać. Jeżeli już, to są ograniczane do niezbędnego minimum lub na skutek kolejnych z rzędu negatywnych wyników egzaminów. Jakże różnimy się od Skandynawów, którzy lubią i chcą się uczyć, a zanim otrzymają uprawnienia do kierowania pojazdem spędzą za kołem kierownicy w różnych warunkach znacznie ponad 100 godzin! Na uwagę zasługuje też fakt, że kilkanaście lat temu na Karcie Przeprowadzonych Zajęć widniała klauzula, którą instruktor poświadczał swoim podpisem. Brzmiała ona: Potwierdzam, na podstawie zdanego egzaminu wewnętrznego, posiadanie przez osobę szkoloną wiedzy i umiejętności ujętych w charakterystyce absolwenta kursu oraz uważam ją za przygotowaną do przystąpienia do egzaminu państwowego. Klauzula ta do czegoś zobowiązywała i coś uświadamiała obu stronom – zarówno osobie szkolonej, jak też instruktorowi. Wzbudzała respekt i poczucie odpowiedzialności, obligowała do rzetelnego prowadzenia dokumentacji i świadczenia usług na wyższym poziomie. Dawała też obu stronom podstawy do dochodzenia roszczeń. Choć nigdy nie brakowało tych, którzy poświadczali w tym dokumencie nieprawdę, to jednak klauzula była jasna, przejrzysta i sugestywna. Komuś ten zapis przeszkadzał, skoro postanowiono go zmienić. Obowiązująca obecnie Karta Przeprowadzonych Zajęć zawiera w tym miejscu jedynie taką treść: Potwierdzam uzyskanie wyniku pozytywnego z części praktycznej egzaminu wewnętrznego. Pozornie nieznaczna zmiana treści klauzuli dała nierzetelnym ośrodkom szkolenia kierowców i instruktorom jeszcze większą swobodę i pole do poświadczania nieprawdy. Teraz wystarczy jedynie złożyć podpis, że egzamin wewnętrzny z wynikiem pozytywnym miał miejsce. Pytanie, czy owe egzaminy faktycznie przez wszystkich instruktorów są przeprowadzane? Wiemy, że NIE. Tam z kolei, gdzie ma to miejsce: Czy rzetelnie? Czy profesjonalnie? Czy choć w przybliżeniu odzwierciedla on przyszły egzamin państwowy? Relacje wielu kursantów i instruktorów z terenu całego kraju potwierdzają, że pod tym względem mamy do czynienia z procederem na ogromną skalę. Brak przeprowadzania egzaminów praktycznych wewnętrznych i fałszowanie dokumentacji poprzez poświadczanie nieprawdy, to jeden z popularnych standardów modelu kształcenia kierowców w Polsce. W rezultacie z przyczyn formalnych tysiące ludzi podchodzi do egzaminu państwowego bezprawnie – świadomie lub nie. Co więcej, są nienależycie przygotowani, mając braki pod względem techniki jazdy, psychomotoryki, znajomości zasad przeprowadzania egzaminów czy zachowań w ruchu drogowym. W takiej sytuacji nie powinien dziwić fakt, że zdecydowana większość kandydatów na kierowców uważa egzamin na prawo jazdy za bardzo trudny i stresujący. Zbyt mała ilość godzin przeznaczona na szkolenie (niezgodna z duchem czasu), figurujący w dokumentacji stan rzeczy w rzeczywistości nigdy nie mający miejsca i ogólnie niski poziom kształcenia kierowców musi przynieść skutki w postaci uzyskania niedostatecznych umiejętności, dużego poziomu stresu, negatywnych wyników egzaminów państwowych, aż po kolizje i wypadki drogowe. Magiczna liczba „30” zahipnotyzowała społeczeństwo, które nie zawsze dostrzega związek z wypadkami komunikacyjnymi i wszelkimi ich konsekwencjami. Pewną podstawą wiedzy jest to, że Państwo zaserwowało nieżyjącej młodej osobie Lex imperfecta (prawo niedoskonałe), o charakterze anachronicznym i wadliwym – model kształcenia kierowcy z magiczną liczbą „30”. Niebawem upłynie 5 lat od tragicznego zdarzenia, które wstrząsnęło całą Polską. Przepis wciąż nie został zmieniony, jakby nie dostrzeżono związku pomiędzy tymi dwoma faktami – niedoskonałym prawem, a tragedią.
2. Usunięcie przepisu obligującego do odbycia dodatkowego szkolenia praktycznego w wymiarze nie mniej niż 5 godzin, w przypadku trzykrotnego uzyskania wyniku negatywnego podczas egzaminu praktycznego. Ten jakże rozsądny przepis z urzędu obligował kandydatów na kierowców do pogłębienia swojej wiedzy i umiejętności w przypadku trzykrotnego niepowodzenia podczas egzaminu na prawo jazdy. Ponadto uświadamiał społeczeństwu, że Państwo interesuje się postępami kandydata na kierowcę i je bacznie obserwuje, kontroluje proces uzyskiwania prawa jazdy, zobowiązuje kandydata na kierowcę lub mu zakazuje. Wpływało to również pozytywnie na postawy instruktorów, którzy dzięki tym prawnym wymaganiom byli bardziej świadomi pogłębiania wiedzy i umiejętności, traktując to jako coś oczywistego i koniecznego. Było sposobnością do wspólnej pracy na rzecz podwyższania jakości, na rzecz bezpieczeństwa, na rzecz zdrowia i życia. Stanowiło oczywiste potwierdzenie faktu, że kiedy coś jest trudne do osiągnięcia, należy włożyć więcej pracy. W myśl zasady, że im więcej potu podczas ćwiczeń, tym mniej krwi w boju. Usuwając ten ważny przepis Państwo zbyt wiele powierzyło obywatelowi, zrzekając się tym samym częściowej nad nim kontroli. Zrzekło się też po części odpowiedzialności za stan bezpieczeństwa tychże obywateli, ich zdrowia i życia. Choć z pewnością nie było to celem, to jednak tym legislacyjnym posunięciem niejako powiedziało kandydatowi na kierowcę: ‘Daję ci wolną rękę! Teraz sam decyduj, czy po odbyciu podstawowego szkolenia w wymiarze 30 godzin podejmiesz się jazd uzupełniających i w jakiej ilości godzin. Wywieraj presję na rzetelnym ośrodku i uczciwym instruktorze, aby dla tzw. świętego spokoju dopuszczono cię do egzaminu państwowego niezależnie od twoich postępów, stanu wiedzy i umiejętności. Powołuj się na koleżanki i kolegów odbywających podobne szkolenie u nieuczciwej i nierzetelnej konkurencji, która nie przeprowadza egzaminów wewnętrznych lecz automatycznie po odbyciu 30 godzin zajęć dopuszcza kursantów do egzaminu państwowego, a jeżeli przeprowadza egzaminy wewnętrzne praktyczne, to jedynie dla tzw. proformy, że niby miały miejsce, choć dokumenty to stwierdzające są sporządzone. Jak już ci się uda przekonać instruktora i zostaniesz dopuszczony do egzaminu państwowego, bądź spokojny, bo od teraz już nikt nie stanie ci na przeszkodzie. W razie uzyskania wyniku negatywnego będziesz mógł ustalać kolejne terminy egzaminów, kiedy chcesz i ile razy chcesz. Nie oszczędzaj na opłatach za egzaminy! Oszczędzaj na jazdach uzupełniających (dodatkowych).’ Kiedy przepis obowiązywał, ludzie po odbyciu trzech egzaminów państwowych z wynikiem negatywnym często rezygnowali z dalszego szkolenia pod flagą ośrodka, w którym rozpoczęli szkolenie podstawowe. Doznawali olśnienia i poddawali się retrospekcji, wyciągali wnioski i rozpoczynali poszukiwania nowych szkoleniowców w innych ośrodkach nauki jazdy - lepszych, z większymi kompetencjami i osiągnięciami w nauczaniu. Na ogół okazywało się, że wymagane dodatkowe szkolenie w wymiarze 5 godzin było niewystarczające do udoskonalenia jazdy. W takim wypadku osoby szkolone doskonale to rozumiały i chętnie podejmowały się realizacji lekcji w ilości godzin znacznie większej. Taki stan rzeczy mobilizował kandydata na kierowcę dając nadzieję na osiągniecie celu. Był zmotywowany faktem, że poznaje nowe i lepsze rzeczy, nabywa dobrych nawyków i dostrzega u siebie postępy. Był wciąż świadomy, że przystąpienie do egzaminu państwowego po raz czwarty, było uzależnione od wystawienia przez instruktora i szkołę jazdy Zaświadczenia o odbyciu dodatkowego szkolenia, które to z kolei uzależnione jest od postępów w nauce, a te od ilości włożonej w nią pracy. Było to słuszne, mądre i oczywiste. Usuwając ten przepis Państwo popełniło wielki błąd, w rezultacie krzywdząc wiele osób, które swój często niemały wolumen przeniosły do WORD-ów wnosząc opłaty za egzaminy licząc na szybkie ich zdanie, zamiast zainwestować w samego siebie – w pojeździe szkoleniowym. Innym, pomimo dużych braków zawczasu udało się jakoś zdać, a jeszcze inni nigdy nie powinni otrzymać prawa jazdy, ponieważ otrzymali je bezprawnie lub zwyczajnie nie posiadają do tego predyspozycji. Są wśród nich tacy, którzy do końca swego życia będą osobami niepełnosprawnymi. Do grupy skrzywdzonych kandydatów na kierowców należą rzecz jasna niektóre ofiary wypadków drogowych. W tym wypadku także pewną podstawą wiedzy jest to, że młoda dziewczyna zginęła podczas czwartego egzaminu na prawo jazdy. W żaden sposób nie zablokowana po trzech negatywnych egzaminach - ani przez szkołę jazdy, ani przez ośrodek egzaminowania. Nie mogła być zablokowana, bo taki wymóg, nakaz, dyspozycja, przepis już nie istnieje, a powinien i to rozszerzony o minimum 10 godzin zajęć z ewentualną możliwością blokowania (w przypadkach szczególnych) także poprzez osk. Obecny stan prawny w tym zakresie nie dał sposobności do obligatoryjnego (z urzędu), systemowego, bardziej wnikliwego i dłuższego kształcenia w ramach dodatkowego szkolenia praktycznego po trzykrotnym uzyskaniu wyniku negatywnego podczas państwowego egzaminu praktycznego. Dla ludzi odpowiadających w Polsce za stan prawny i bezpieczeństwo obywateli , oraz dla środowisk lobbujących usuniecie tego jakże pożytecznego zapisu, 5 lat od śmierci Pani Angeliki jest zbyt krótkim okresem czasu, aby dojść do wniosku, że sięgnięto dna spod którego już nikt nie puka.
3. Art. 3. pkt. 3 Ustawy prawo o ruchu drogowym brzmi: Jeżeli uczestnik ruchu lub inna osoba spowodowała jednak zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego, jest obowiązana przedsięwziąć niezbędne środki w celu niezwłocznego usunięcia zagrożenia, a gdyby nie mogła tego uczynić, powinna o zagrożeniu uprzedzić innych uczestników ruchu. Art. 52. pkt 2 Ustawy o kierujących pojazdami brzmi: Część praktyczna egzaminu może zostać zakończona przed wykonaniem wszystkich określonych zakresem egzaminu zadań jedynie w przypadku, gdy zachowanie osoby zdającej zagraża bezpośrednio życiu i zdrowiu uczestników ruchu drogowego.
W tym miejscu warto wspomnieć, że ustawy składają się z tzw. norm prawnych. Te z kolei zbudowane są z trzech lub co najmniej dwóch składowych. Należą do nich: Hipoteza, dyspozycja i sankcja. Hipoteza jest to ta część normy, która określa jej adresata oraz warunki lub okoliczności, w których temu adresatowi jest coś nakazane, zakazane lub dozwolone czynić. Dyspozycja określa wzór powinnego zachowania, czyli rodzaj zachowania nakazanego, zakazanego lub dozwolonego, wymaganego od adresata jeżeli spełnią się warunki i okoliczności określone w hipotezie tej normy. Sankcja jest rodzajem dolegliwości, jaki powinien dotknąć adresata, jeżeli mimo spełnienia się warunków określonych w hipotezie, nie zastosował się do treści dyspozycji danej normy. Cytowane wyżej oba przepisy, to normy prawne składające się z dwóch elementów: hipotezy i dyspozycji. O ile konstrukcja przepisu z Art. 3. pkt 3 Ustawy prawo o ruchu drogowym nie budzi wątpliwości, o tyle przepis z Art. 52. pkt 2 tak. Dlaczego? Otóż normy prawne zawarte w aktach powszechnie obowiązujących – do takich należą omawiane ustawy - charakteryzują się dwiema cechami: generalnością i abstrakcyjnością. Generalność oznacza, iż norma nie jest skierowana do jednego, ściśle oznaczonego adresata, ale do grupy podmiotów określonych przy pomocy nazwy rodzajowej - w tym wypadku do każdego uczestnika ruchu drogowego. Abstrakcyjność oznacza, iż nakazane czy też zakazane zachowanie jest wymagane od adresata normy w każdym przypadku, gdy ziszczą się określone w normie prawnej okoliczności. Dotyczy to powtarzalnych zachowań, bez zbytecznego uszczegółowienia określonych nią okoliczności. Wprowadzenie do zapisu Art. 52. pkt. 2 Ustawy o kierujących pojazdami słowa bezpośrednio, w znacznym stopniu odebrała tej normie prawnej cechę abstrakcyjności - uszczegółowiło ją! To dzięki abstrakcyjności mamy sposobność odwołać się do zdrowego rozsądku, intelektu, doświadczenia i intuicji oraz wyobraźni i podjąć odpowiednią decyzję w danej sytuacji nie czekając na krytyczny moment, lecz posiadając margines na błąd - margines w czasie i przestrzeni. Decyzję, która ma służyć przede wszystkim dobru człowieka - jego zdrowiu i życiu. Zwrot bezpośrednio, wzbudził rzecz jasna w środowisku egzaminatorów wiele kontrowersji i wątpliwości. Nic dziwnego, bo to oni teraz znajdują się pomiędzy egzaminowanymi roszczeniowymi osobami, zasypującymi WORD-y swymi skargami, a pomiędzy nie do końca jasnymi przepisami. Pomiędzy niebezpiecznymi sytuacjami w ruchu drogowym w trakcie odbywających się egzaminów, a interpretacją przepisów narzuconą przez przełożonych. Pomiędzy osobistymi życiowymi celami (jak każdy człowiek), a groźbą utraty pracy z powodu uzasadnionego unieważnienia egzaminu. Dywagując nad rozumieniem pojęcia zagraża bezpośrednio, zaczęto przesuwać granicę rozsądku do tego stopnia, aż przekroczono granicę absurdu, głupoty i nieodpowiedzialności. Presja wywierana na egzaminatorów w postaci zalecenia, a wręcz wymagania w rodzaju ‘czekać do ostatniej chwili’ (patrz: zagraża bezpośrednio) doprowadziła de facto do stwarzania rzeczywistego zagrożenia w ruchu drogowym. Znowu idąc tokiem rozumowania Kartezjusza, pewną podstawą wiedzy w tej kwestii jest to, że wadliwa konstrukcja prawa, a następnie krótkowzroczność przy jego interpretacji i wywierana presja na podwładnego może wcześniej, czy później doprowadzić do tragedii. Ujmując to inaczej, autor (autorzy) słowa bezpośrednio zawartego w Art. 52. pkt. 2 Ustawy o kierujących pojazdami, uszczegółowiając go, pozbawili abstrakcyjności, której to brak sprowokowała część urzędników do snucia licznych i błędnych teorii, a także pytań w rodzaju: co to znaczy „zagraża bezpośrednio życiu i zdrowiu uczestników ruchu drogowego”. Najgorsze jest to, że jak widać, na to pytanie niektórzy nie znaleźli oczywistej odpowiedzi.
4. Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 31 grudnia 2002 r. w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia Rozdział 13 „Warunki dodatkowe dla pojazdu przeznaczonego do nauki jazdy i egzaminowania osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania” § 43. 1. mówi, że pojazd silnikowy przeznaczony do nauki jazdy i egzaminowania, (…) powinien być wyposażony w dodatkowy pedał hamulca roboczego, który umożliwia przejęcie sterowania układem hamulcowym. To zdumiewające, że w procesie tworzenia tego prawa, jego autorom bezpieczeństwo w ruchu drogowym kojarzyło się jedynie z możliwością przejęcia kontroli przez instruktora lub egzaminatora nad układem hamulcowym. Nie dostrzegli ogromnej potrzeby umożliwiającej sprawne i natychmiastowe użycie przeniesienia napędu, które niejednokrotnie w sytuacjach krytycznych pozwala na ruszenie z miejsca unikając zagrożenia. Nie przewidzieli, że nie tworząc zapisu o obligatoryjnym wyposażeniu pojazdu w dodatkowy pedał sprzęgła, dadzą osobom nieodpowiedzialnym i bez wyobraźni pretekst do ograniczenia się jedynie nakazowi wynikającemu z Rozporządzenia. Tak też się z stało! Pojazd egzaminacyjny biorący udział w tragicznym zdarzeniu był wyposażony jedynie w dodatkowy pedał hamulca roboczego. Pomimo, iż § 43. tego Rozporządzenia daje wiele do życzenia, to jednak w pkt. 3. czytamy: Dopuszcza się wyposażenie pojazdu przeznaczonego do nauki jazdy i egzaminowania w inne dodatkowe urządzenia powtarzające istniejące mechanizmy sterowania i kierowania pojazdem. Adresat otrzymał wyraźną sugestię, że wyposażenie pojazdu przeznaczonego do nauki jazdy i egzaminowania w dodatkowy pedał sprzęgła, a nawet pedał przyśpieszania jest jak najbardziej zasadny, choć nie obligatoryjny. Wystarczyła tylko wyobraźnia, odpowiedzialność, zwykła empatia, elementarna wiedza i doświadczenie z dziedziny nauki jazdy i egzaminowania, troska o pracowników i osoby egzaminowane oraz głęboki respekt dla zdrowia i życia ludzkiego. Okazało się, że dla twórców prawa i urzędników, to zbyt wielkie wymagania.
Podsumowując, opisałem wyżej siłę zjawiska jakim jest wpływ utrwalonych, popularnych poglądów w społeczeństwie na proces prawotwórczy. Polaryzacja społeczna oraz błędne wyobrażenia w kwestii kształcenia kierowców i ich egzaminowania są przyczyną lex imperfecta - niedoskonałego w tym zakresie prawa. W wyniku tego w jednym miejscu zawiera ono anachroniczny i oderwany od rzeczywistości zapis. W innym, usunięty przepis, który służył dla dobra ogółu. Bywa, że dwa przepisy traktujące o tym samym i pochodzące z dwóch różnych Ustaw, nie korelują ze sobą, a zdaniem niektórych adresatów wzajemnie się wykluczają. Jeszcze inny przepis z bliżej nieznanych powodów jest nazbyt lakoniczny. Gdy dodamy do tego nieprawidłową wykładnię prawa polegającą na ustaleniu znaczenia słów, wyrażeń i zwrotów użytych w tekście przepisu prawnego, zwłaszcza tych, które są niejasne lub posiadają charakter wieloznaczności, (jak w przypadku zapisu: zagraża bezpośrednio), mamy do czynienia z poważnym podwyższeniem stanu ryzyka. Adresat powinien mieć sposobność sięgnięcia do definicji legalnych, to znaczy wyjaśnień danych pojęć, których dokonuje sam ustawodawca. W powyższym przypadku ustawodawca takiej definicji nie określił. Nie mógł określić, ponieważ w ogólnej normie prawnej nie można przewidzieć wszystkich sytuacji biorąc pod uwagę takie wielkości fizyczne, jak czas, przestrzeń i prędkość. W takim razie nie pozostaje nic innego, jak odwołać się do zdrowego rozsądku, co nie zmienia faktu, że zapis ustawowy w postaci zagraża bezpośrednio nigdy nie powinien mieć miejsca - jest niedoskonały.
Jak pisałem na wstępnie, perspektywa z jakiej patrzę na zdarzenie obejmuje trzy okresy czasu:
1. Wieloletni okres czasu do chwili obecnej, w którym społeczeństwo zakorzeniło stereotypy, mity, błędne poglądy i niedozwolone praktyki. Ten okres, to także stan prawny, zdradzający populizm i obnażający niedostateczną wiedzę twórców prawa z zakresu szkolenia kandydatów na kierowców, egzaminowania i w ogóle bezpieczeństwa ruchu drogowego.
2. Samo zdarzenie drogowe, czyli co się naprawdę zdarzyło? Co jest pewną podstawą wiedzy, a co niepewnymi twierdzeniami, przypuszczeniami i bezpodstawnymi zarzutami? O czym świadczy stan osoby przystępującej wówczas do egzaminu na prawo jazdy? Dlaczego egzaminator nie zatrzymał pojazdu przed znakiem B-20 „STOP” lub tuż za nim – co nim kierowało? Dlaczego doszło do zatrzymania pojazdu w osi torowiska? Czy faktycznie silnik został unieruchomiony? Dlaczego osoba zdająca egzamin nie zjechała z torowiska? Co działo się w czasie 10,7 sekundy od czasu zatrzymania pojazdu w osi torowiska, do chwili kontaktu z pociągiem – zarówno w pojeździe egzaminacyjnym, jak i w kabinie maszynisty? Dlaczego egzaminator nie zjechał z osi torowiska? Dlaczego nie zdołał wypiąć pasa bezpieczeństwa osobie egzaminowanej? Czy faktycznie nie podjął się żadnych czynności zmierzających do uniknięcia tragicznego wypadku? Czy próbował udzielić pomocy zdającej egzamin i dlaczego nie zdołała ona opuścić pojazdu przed zderzeniem z pociągiem?
3. Blisko pięcioletni okres czasu od tragicznego wypadku, do dnia dzisiejszego. Czas, w którym brak dostatecznej wiedzy co do szczegółów zaistniałego zdarzenia (wiedzy opartej głównie na doniesieniach medialnych), wytworzył proces polaryzacji społeczeństwa i doprowadził do skrajności na dwóch biegunach. Z jednej strony słychać stwierdzenia, że trzeba z tym coś zrobić, dokonać zmian w prawie, w szkoleniu i egzaminowaniu, przebudować system nadzoru. Z drugiej strony lud nie wnikając w szczegóły żąda wysokich sankcji karnych dla egzaminatora, wyrażając niezadowolenie z wyroku Sądu: „25 lat pozbawienia wolności!”. Dodajmy do tego internetowy hejt, fanatyzm, brak empatii i elementarnej wiedzy z zakresu prawa, kognitywistyki i psychologii transportu, a także złośliwość, chęć zemsty i skupienie uwagi głównie na oskarżonym i mamy w kraju nową religię - nowe opium dla narodu. Odurzeni tym opium większość nie zauważa, że niedoskonałe prawo wytwarza presję, stres, a nawet może zabić. Jednak nic w tym zakresie nie zmieniamy, choć upłynęło blisko 5 lat. Kursanci nadal chcą się szkolić na kierowcę jak najszybciej, jak najtaniej, licząc na stawianie im coraz mniejszych wymagań. Egzaminy wciąż uważają za straszne, trudne i stresujące bardziej, niż matura. Instruktorzy nie chcą się szkolić biorąc udział w porządnych warsztatach, bo nie mają czasu i szkoda im pieniędzy - lepiej kupić fałszywe zaświadczenie o jego odbyciu. Podobnie jak nie widzą problemu w poświadczaniu nieprawy w dokumentacji osk. Egzaminatorzy zostali zepchnięci do roli narzędzi, pozbawiając ich pewnej miary władzy i respektu do nich samych i wykonywanego zawodu. W znacznej mierze ograniczono ich autonomię i możliwość samodzielnego decydowania na podstawie wiedzy, umiejętności, intuicji i doświadczenia. Gdzie się nie odwrócą, mają samych przełożonych z osobą egzaminowaną włącznie, a starania o zadowolenie wszystkich nie zawsze przynoszą spodziewane rezultaty. Na przykład nie mając możliwości dobrze poznać osoby egzaminowanej, która notabene dopiero co uzyskała wynik negatywny egzaminu, nucą do ucha starą jak zdarta płyta pieśń o treści: Bardzo dobrze Pani sobie poradziła - nie mam zastrzeżeń. No tu akurat popełniła Pani ten błąd, czego się w ogóle nie spodziewałem i mnie Pani zaskoczyła, ale nie mogę z tym nic zrobić. No już wracaliśmy do WORD-u - byłem pewien, że wrócimy. Proszę ustalić następny termin egzaminu - następny egzamin z pewnością będzie już zdany. Potem okazuje się, że kobieta nie zdała kolejne pięć egzaminów i wciąż stwarza zagrożenie dla siebie i otoczenia, a nie jest to odosobniony przypadek. Jakby tego było mało odurzone społeczeństwo żyje w przeświadczeniu, że postępowania przygotowawcze, jak i przewody sądowe nie są stronnicze, nie zawierają błędów i na wskroś są sprawiedliwe. Jednocześnie to samo społeczeństwo nie widzi przeszkody, by nie zgadzać się z wyrokiem Sądu uważając, że kara 1,5 roku pozbawienia wolności jest zdecydowanie za małą dolegliwością w omawianym przypadku. Dzieje się tak, ponieważ wszyscy jesteśmy niedoskonali. Tworzymy niedoskonałe prawo, a do tego doskonałego często trudno się nam dostosować w wyniku złej interpretacji, nacisków, czy zwyczajnie zaskoczeni przez sytuację i brak czasu. Popełniamy błędy wszyscy - niezależnie od dziedziny życia w jakiej funkcjonujemy. Nawet jeden z najwybitniejszych intelektualistów jacy pojawili się na tej planecie, słynny matematyk, fizyk i filozof Kartezjusz popełniał kardynalne błędy. Na przykład kwestionował istnienie atomów, próżni i to, że prędkość światła ma swoją granicę. Mówił też o wydłużonym kształcie Ziemi.
Moja konkluzja jest następująca: Mądry uczy się na własnych błędach. Jeszcze mądrzejszy nie czekając, aż sam popełni błąd, uczy się na błędach cudzych. Najmądrzejszy wykorzystuje swoje pokłady intelektualne i intuicję zanim sam popełni błąd i/lub inni. Głupcowi intuicja i intelekt nie pomogą, bo ten nie uczy się ani na cudzych błędach, ani na własnych. Wariant trzeci bezpowrotnie zaprzepaściliśmy! Na szczęście jeszcze znajdujemy się w pierwszym i drugim, ale minione 5 lat status quo pokazują, że powoli dryfujemy w stronę wariantu czwartego. Obyśmy do niego nigdy nie dopłynęli!
Marek Dworzecki
Rozmawiajmy! – e-mail: tygodnik@prawodrogowe.pl